Dziki Wschód 2012 - Luca (cz. 1)
Spis treści
Dziki Wschód 2012 - Luca (cz. 1)
Dzień drugi
Dzień trzeci
Dzień czwarty
Wszystkie strony

Dzień pierwszy, wtorek 21 sierpnia

Właśnie wróciłem z dwutygodniowych wakacji rodzinnych, no i od razu wiercę dziurę w brzuchu mojej wyrozumiałej małżonce. Urlopu zostało mi jeszcze kilka dni, bo zakład cienko przędzie i przymusowo zostałem obdarowany niemalże całym urlopem na raz. Ciekawe, czy będzie jeszcze do czego wracać?

Żonka wie jak to dla mnie ważne i mówi, że za rogi mnie nie trzyma i mogę sobie jechać. Wiele nie zastanawiając się obieram "kierunek Wschód, tam musi być jakaś cywilizacja". "Ooo bocian, skoro on żyje, to my też możemy".

Nie, to nie będzie Seksmisja, a zwykły wypad na naładowanie akumulatorów. Potrzebuje też trochę pobyć sam z przyrodą, bo bycie mężem i ojcem nie jest łatwe i potrafi mocno zmęczyć.

Wyruszam dopiero koło szesnastej, bo mi trochę zeszło z pakowaniem tobołów, a i tak nie jestem pewien, czy wszystko, co miałem zabrać, zabrałem? Chciałem jeszcze wykupić ubezpieczenie asistance na Jelonka, ale jak usłyszeli, że chce na Ukrainę, to cena wzrosła do prawie 200zł. Ciekawe dlaczego? Nigdy jeszcze nie wykupywałem Jelonkowi ubezpieczenia, ale miałem jakieś takie dziwne przeczucie, że tym razem może być bardzo potrzebne. Oczywiście, z ubezpieczenia zrezygnowałem, bo tyle kasy nie dam. Co ma być to będzie. Szybkie uściski z rodzinką i jadę.

Wiatr we włosy i te sprawy, tylko jakoś mam wyrzuty sumienia. Zostawiłem żonę samą z trójką małych dzieci, a sam jadę się byczyć. To jeszcze nic, ale co będzie jak mi się coś stanie? Z roku na rok coraz bardziej się boję wyjeżdżać, bo jak coś mnie rozjedzie na drodze, zginę, lub co gorsza, zostanę warzywkiem na inwalidzkim fotelu? Nie dość, że cała rodzina będzie cierpieć, to jeszcze zniszczę im życie i to tylko dlatego, że mi się zachciało jeździć. Ubezpieczenie od kosztów leczenia wykupiłem i transport zwłok też. Przynajmniej tyle.

Z każdym nawiniętym kilometrem przestaję myśleć o tym wszystkim i strach nieco słabnie. Przygoda, adrenalinka przed nieznanym, to jest to. Pieprzyć głupie straszydło, jest ryzyko jest zabawa. Wybieram sobie malowniczą trasę przez Ropczyce, Wiśniową, Strzyżów oraz Prządki. Znacznie mniejszy ruch, sporo winkli i całkiem malownicze górki i pagórki. Pogoda całkiem dobra, przyjemnie ciepło i nie pada.
Do Sieniawy dojechałem jeszcze przed zmrokiem. Rodzinne strony, to dobra baza wypadowa na wschodnie rubieże galaktyki.

Jeszcze tylko szybka wymiana oleju, tak przed snem i można kimać spokojnie. Oczywiście jak zawsze niezawodny samochodowy Lotos w półsyntetyku.

Trochę mi się oleju rozlało i nie wiem, czy meteoryt jeszcze był czy już nie? Przy poprzedniej wymianie na dnie znalazłem coś w rodzaju rozkruszonego kamyka. Może coś się rozpada w Jelonie? Na razie jednak do archiwum X, bo pochodzenie meteorytu jest nieznane. Teraz znalazłem tylko dwie małe drobinki, ale jak już wspomniałem, część oleju poleciała mi poza pojemnik i nie wiem, czy było tego więcej? Może kiedyś ta zagadka się odgadnie?
Dobranoc.

Podsumowanie dnia:
Przejechanych kilometrów: 238, tak na rozgrzewkę
Widzianych krajów: Polska
Awarie: Wszystko ok.



 
Copyright © Klub Chińskich Motocykli - 2010 (design Agnes
)