Aleja gwiazd

Sezon zamknięty i odhaczony. Z tego powodu trudno powstrzymać grafomańskie łapy, które rwą się do wklepania podsumowań. Zwłaszcza, że na stronie klubowej wciąż wisi majowy apel pościgowy za bocianami, które już dawno zabrały tyłki do Afryki :-)

Ponieważ część Kacemowców nie ma ochoty na czytanie nadmiaru literek - czyli nie ogarnia tej kuwety - oto maksymalnie krótkie wypracowanie:

Było fajnie. Jeżdżono wokół jezior lub mórz, po górkach i dolinach. Grilowano, piwkowano i do bólu zębów oglądano swoje sprzęty. Nawijano kilometry asfaltu, ku ogólnej radości. Koniec.

Stojąc na pomoście, nad jeziorem w Bronkowie, zastanawiałam się, w jaką metaforę ubrać swoje wrażenia. Oczywiście, można pominąć metafory i skwitować sprawy wprost. Jak wyżej. Obstaję jednak przy dość archaicznym przekonaniu, że odczucia i obserwacje, przyodziane w przenośnię, bywają bardziej interesujące. I potrafią przekazać więcej, niż sucha relacja.

Bociany zwiały, więc trzeba poszukać inspiracji gdzie indziej. Wokół woda, gładka jak stół. Czysta, bezwietrzna noc. W lustrzanej tafli jeziora przeglądają się gwiazdy. Milion gwiazd. Na bezchmurnym niebie szeroko rozlewa się Mleczna Droga, rzadki widok dla mieszczuchów. Taką drogą pojechać na wyprawę, to byłoby coś! I proszę, znienacka jest metafora.

Na zakończeniu sezonu jako Gwiazdę nr 1 typowałam Pannę Młodą. Nieco mnie zawiodła, nie wschodząc osobiście w piątek, aby powitać swoją obstawę. Ale przeddzień własnego ślubu to jednak dość napięta pora, więc łatwo zrozumieć, że inne sprawy były ważniejsze.

W dniu zawiązania nowej konstelacji małżeńskiej wszystko poszło dokładnie tak, jak powinno. Słońce świeciło, armatura migotała gwiezdnym blaskiem. Przed kościołem, jak w wielkim polu grawitacyjnym, skumulowały się różnorodne obiekty KCM i prawdziwe gwiazdy szos - plejada drugstarów. Jednak przyciągania kościelnego nie da się porównać do Gwiazdy Śmierci - chyba wszystkie kacemowskie ciała pozostały przed wejściem, korzystając tylko z łaskawego cienia budowli.

Panna Młoda jaśniała, obsypana spadającym deszczem meteorów (złotych groszówek ze spontanicznej zbiórki Mańki). Z wdziękiem (i z nowo nabytym towarzyszem) przedefilowała pod parabolą kasków, prywatną aleją gwiazd KCM, kończąc swą odyseję przed obliczem szefostwa klubu, kwiatów i prezentów.

Po części sztywniackiej nadszedł czas na to, na co czekał cały wszechświat - triumfalny przelot po okolicy. Prawdziwa parada galaktyczna, z pięciokrotnym okrążaniem orbity głównego ronda w mieście. Z każdym obrotem naszej eskadry, rósł gul na szyjach miejscowych użytkowników dróg. Zwłaszcza, że kilka aut za nami czaił się peleton białych ciągników siodłowych, eskorta kolejnej Młodej Pary.

I żyli długo i szczęśliwie. Dla Młodych napisy końcowe. Chyba gdzieś w tym miejscu skończył się piękny obrazek ogólnogalaktycznej miłości. Kosmos KCM ruszył w swoją stronę i prawie natychmiast zderzył się z materią rzeczywistości. Ktoś krzyczał na innych, że nie zatrzymali się, gdy nawalił mu sprzęt. Innym awaria motocykli zupełnie nie zepsuła humoru. Ktoś nie był zadowolony z zabezpieczenia motocyklowej formacji po drodze, podczas gdy inny upajał się fantastyczną paradą. Ktoś narzekał na brak umiejętności jazdy w grupie, innym smakował bigos... Ot, całe, kosmiczne spektrum możliwości.

Na firmamencie KCM gwiazdy wschodzą i zachodzą, pojawiają się nowe ciała astralne, nowe zderzenia, zjawiska. Właśnie wzeszła supernowa Czerwonowłosa, gwiazda o wyjątkowym blasku, wraz ze swym wdzięcznym satelitą. Zajaśniał interesujący Anioł Życia. Na nieboskłon wskoczył zgrabnie gwiazdozbiór Kota. Z czeluści czarnej dziury wychynęła kometa Shippa, dawno nie widziana w tych stronach. Nikt nie zna jej trajektorii. Może chwilę zostanie, a może zawinie ogon i poleci znów gdzieś w otchłań kosmosu. Są układy towarzyskie stałe jak Gwiazda Polarna, a także niespokojne rekacje łańcuchowe. Kosmiczne Jaja i Gwiezdne Wojny.

Jabłko i grzech - tak musi być,
wojna i śmiech zaraz po nich.
Słońce i grad, po nocy dzień,
światło i mrok ramię w ramię,
szampan i kac, po życiu sen
i nic ci już nie ostanie...

Aleją gwiazd, aleją gwiazd biegniemy, Bóg drogę zna,
pod niebem gwiazd, pod niebem gwiazd żyjemy, a każdy sam

Wszystko ma swoje miejsce. Każda, nawet najmniejsza gwiazdeczka znajdzie sobie przestrzeń. Dla własnej wolności, indywidualności. A jednak na wspólnym niebie. Nikt nie twierdzi, że to proste. We wszechświecie cały czas buzuje, choć zdawałoby się, że panuje w nim kosmiczny spokój. Wybuchy na Słońcu. Zderzenia galaktyk. Może to niezbędny warunek, by zachować równowagę. Na motocyklu też równowaga jest najważniejsza.

Tak sobie gdybam, nad jeziorem w Bronkowie, balansując na krawędzi nocy, pomostu i trzeźwości. Za mną muzyczna rąbanka i odgłosy wesołej zabawy. To był świetny sezon.

P.S.
Wg Stanisława Lema skrót BAM to Bateria Aprobujących Modułów. Ładnie

 
Copyright © Klub Chińskich Motocykli - 2010 (design Agnes
)