Pierwszy oficjalny zlot „chinersów”na otwarcie sezonu 2009
No, pierwszy oficjalny, to na pewno. Ale tak w ogóle, to drugi. Pierwszy odbył się w drugiej połowie września 2008 roku, z inicjatywy Shippa (na zdjęciu we własnej osobie).
|
|
Został zorganizowany trochę „na spontana” ale był swego rodzaju „próbą generalną” przed zorganizowaniem takiej imprezy już na poważnie. Najważniejsze jednak, że utwierdził nas – chinersów w przekonaniu, że taka impreza jest nam potrzebna. Dlatego w tym roku z okazji rozpoczęcia sezonu, zlot odbył się w długi majowy weekend.
W wieczór, poprzedzający dzień wyjazdu, spakowałem manele i opracowałem strategię przytroczenia ich do motonga. Wystartowałem między siódmą, a ósmą rano. Traska, którą wybrałem to: Płock, Włocławek, Toruń, Bydgoszcz, Nakło nad Notecią. Po dotarciu do Płocka postanowiłem sobie jednak zrobić dłuższą przerwę, aż słońce wzejdzie wyżej i zrobi się cieplej.
Gródek Krajeński to nawet nie miejscowość. To kolonia ośrodków i działek rekreacyjnych, położona nad niewielkim, ale za to bardzo malowniczym jeziorem.
|
|
Oprócz domków letniskowych jest tam zamknięty sklep GS, drewniany bar/pub z parkietem tanecznym pod chmurką i jedna buda z hot-dogami. Ot, cała infrastruktura.
|
|
Nie na wszystkich mapach ta miejscowość jest naniesiona. Dlatego trzeba pamiętać, że na Gródek skręca się w Dźwiersznie .
W miejscowości leżącej przy gminnej drodze nr 242. Jadąc od strony Bydgoszczy drogą krajową nr10, skręca się w nią za miejscowością Wyrzysk na Łobżenicę. I potem dalej aż do Dźwierszna, w którym będzie zjazd na Gródek. Można też sobie skręcić w Nakle nad Notecią w drogę nr 241 by tam po kluczyć gminnymi bezdrożami i po podziwiać sobie bardzo ładne krajobrazy. A okolica jest na prawdę piękna.
Na miejsce dotarłem jako ostatni. To co zastałem, przerosło to, czego się spodziewałem. Frekwencja, jak na pierwszy zlot, o tak mocno zawężonym profilu, była zaskakująco spora.
|
Do rozmiaru festynu wiele jeszcze brakowało, ale z powodzeniem mieścił się w formacie dużego rodzinnego pikniku. Zorganizowanego z całkiem niezłym rozmachem.
|
|
Najważniejsza rzecz: wspaniała luźna atmosferka, pozbawiona „motocyklowego spinania się”. Każdy, nie ważne czym tu przyjechał, czuł się jak u siebie. To bardzo istotne. Bo atmosferka to coś, co trudno zorganizować. Tę tworzą, po prostu ludzie.
|
|
W imprezie uczestniczyli nie tylko rasowi chinersi ale również użytkownicy innych maszyn, dla których ważne są klimaty i ludzie, nie marka posiadanego sprzętu.
Kiedy wypakowywałem manele, cała brać już lekko falowała pod wpływem piwa, zagryzanego niesamowicie pachnącym, mięchem z grilla.
Ponieważ wszystko odbywało się w środku zagęszczonego domkami obszaru, spodziewałem się interwencji typu: „moglibyście zachowywać się trochę ciszej, bo małe dziecko śpi”.
W ciągu trzech dni, tylko raz miał miejsce taki incydent. Generalnie wypoczywający tam ludzie jak i mieszkańcy okolic byli nastawieni przyjaźnie. Pewnie im również udzieliła się wspaniała piknikowa atmosferka.
Drugi dzień, kulminacyjny, to między innymi wspólny wypad do Fojutowa, pod przewodem psychopompy i animatora życia kulturalnego w KCM – Kacpero, który dodatkowo zna bardzo dobrze okolice.
Jednym z punktów wycieczki było muzeum starych motocykli. Niestety akurat tego dnia zamknięte.
Oraz zabytkowy akwedukt z połowy XIXw, gdzie ekipa strzeliła sobie grupową fotę.
Drugim, nie mniej ważnym wydarzeniem tego dnia, był przyjazd kuchni polowej, serwującej gęstą jak lawa wulkaniczna i równie gorącą, grochóweczkę, z dużą ilością wędzonki i ostro doprawioną czosnkiem. Mniam...
Wieczorem, natomiast odbyła się licytacja fantów, w której gwoździem programu było „jajeczko wielkanocne Cejota”.
W tak szampańskiej atmosferce upłynęły nam trzy dni długiego, majowego weekendu. Pod koniec sezonu zawitamy tam znowu. Kto był tam raz, ten na pewno wróci.
*L*
|