No cóż, technologia poszła do przodu
Estetyka jest kwestią gustu. Na pewno współczesne motocykle to dzieła sztuki w porównaniu z tymi sprzed 20- 40 lat. Dla mnie to kwestia klimatu. Kiedyś standardowym wyposażeniem motocykla był zestaw kluczy, a naprawy, całkiem nawet poważne wykonywano w trasie i na drodze. Dzisiaj to już raczej niemożliwe (choćby z powodu skomplikowania konstrukcji). W przypadku krajów bloku wschodniego, na wszystko nakładało się jeszcze to, że przez większość czasu popyt na motocykle w Polsce, znacznie przewyższał podaż. Ludzi nie dziwiło że kupując zupełnie nowy motocykl w sklepie GS-u albo Motozbytu muszą jeszcze naprawić to co spartoliła fabryka, zanim wyruszą na drogę. Samo zdobycie nowego motocykla też nie było łatwe. Części zamienne załatwiało się lub kupowało "rzemiosło", które było delikatnie to ujmując nie najlepszej jakości. To była specyfika PRL-u.
Dla mnie jednak nie zmienia to faktu, że czasem proste i toporne, może być lepsze od wyrafinowanego i skomplikowanego. Marzy mi się taki prosty do bólu klasyczny motocykl, którym można zorać pole z gatunku: "gniotsa nie łamiotsa". Już na studiach wkładano mi do głowy, że proste rozwiązania są w technice najczęściej najbardziej niezawodnymi.
To czy jest to Japonia Chiny czy stary Ural z koszem którym można zaorać pole już tak bardzo nie jest istotne. Moim zdaniem, to znaczy zdaniem użytkownika, liczy się niezawodność. Nie tak dawno w bodaj motocyklu był test drogowy Ducati 999. Okazuje się, że ikona wśród ścigaczy ma średnie przebiegi około 50 tyś do pojawienia się poważniejszych problemów z silnikiem. Mimo technicznego zaawansowania i niesamowitych parametrów to pod kątem niezawodności dla mnie raczej klapa.